wtorek, 11 listopada 2014

Cierpienie i miłość - czyli coś dla dorosłych ale i nie tylko

Tyle w Kościele mówi się o Bożej miłości. Wiele osób opowiadając o swoim nawróceniu, mówi o doświadczeniu tej miłości. Wniosek z tego nasuwa się jeden: doświadczenie miłości Boga = uczucie błogości. Tak, są takie momenty, kiedy właśnie w taki sposób Bóg chce przychodzić do człowieka, ale to tylko taki cukierek, który Pan Bóg daje człowiekowi, by uwierzył, że On naprawdę istnieje, że jest przy nim, że kocha. Nie jest niczym trudnym wierzyć w Bożą miłość, gdy wszystko się układa tak, jak to zaplanowałam/em, gdy nie mam żadnych większych zmartwień, problemów i gdy „czuję” Jego miłość. O wiele trudniej jest wierzyć w to, że Bóg mnie kocha, wtedy kiedy cierpię, jeśli mam coraz więcej problemów, z którymi sobie nie radzę, kiedy jestem coraz słabsza i nie daję sobie już rady. Pomimo bliskiej relacji z Nim, w tych trudnych sytuacjach, wydarzeniach nie doświadczam Jego miłości, to znaczy nie jest mi miło, fajnie i przyjemnie, ale cholernie ciężko. Czy to oznacza, że wtedy Bóg kocha mnie mniej, albo w ogóle? A jeśli kocha, to dlaczego pozwala na zło w moim życiu, na cierpienie i jest głuchy na wołanie o pomoc? Wiele osób wtedy odchodzi od Boga, bo utożsamiało Jego miłość z pozytywnymi uczuciami, a gdy one przestają się pojawiać, a zamiast nich pojawiają się uczucia negatywne, myślą że Bóg przestał ich kochać, bo już nie „czują” tego co kiedyś. Ale miłość nie jest uczuciem, bo uczucia pojawiają się i znikają. Miłość to coś więcej, ona nie znika, ale jest stała. Dziś niestety miłość prawie zawsze jest utożsamiana z miłymi uczuciami, widać to na przykładzie małżeństw, które rozwodzą się, gdy te uczucia znikają.
Bóg jest Miłością. On nie może przestać kochać człowieka, bo wtedy zaprzeczyłby samemu sobie. Nigdzie nie obiecuje, że ta miłość jest łatwa, ale mówi: „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.” /Ap 3, 19/ Dlatego czasem, w obliczu cierpienia aż chce się powiedzieć: Panie Boże, nie kochaj mnie aż tak bardzo…
„Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana!” /Hbr 12, 5. 11-12/
Przyjmij to cierpienie, tą trudność, którą teraz przeżywasz jako wyraz miłości Pana Boga do ciebie. Zgódź się na swój krzyż. I pamiętaj: za nim jest zmartwychwstanie. Ale gdyby nie było Wielkiego Piątku, nie byłoby też Zmartwychwstania.

Panie Boże, nie kochaj mnie aż tak bardzo… Ale jeśli już mnie tak bardzo kochasz, to niech z tej miłości narodzi się coś pięknego. Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Amen.
 
tekst z strony  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz